1. Cel Wyprawy jest znany – zebranie środków na pomoc dla dzieci ofiar wypadków, ale każdy z uczestników ma swoją własną, osobistą motywację, by uczestniczyć w tej wspaniałej charytatywnej akcji. Jaka jest Pana?
– Chęć niesienia pomocy dzieciom poszkodowanym w wypadkach jest dla wszystkich uczestników Wyprawy celem nadrzędnym. Jadąc Maluchami, pomagamy maluchom, a to motto idealnie odzwierciedla sens naszej misji. Dla mnie jednak Wyprawa ma również wymiar głęboko historyczny. W 80. rocznicę bitwy pod Monte Cassino pragnę uczcić pamięć i złożyć hołd bohaterom, którzy oddali swoje życie w tej heroicznej, zwycięskiej walce.
2. Ponad 3 tysiące kilometrów za kierownicą Malucha to potężne wyzwanie. Z jednej strony fiat 126p to kultowy samochód, z drugiej to przecież już zabytek motoryzacji. Jaka jest dla Pana największa zaleta, a jaka największa wada Malucha?
– Z Maluchami mam długą historię. Zimą 1975 roku pojechałem z Longinem Bielakiem trasą Rajdu Monte Carlo w śniegu, po oblodzonych, krętych drogach. Chciałem w ten sposób pokazać Polakom, którzy czekali na swojego małego fiata, że jest to świetny samochód, który sprawdzi się w każdych warunkach. Czasy się zmieniły. W Maluchu nie ma wygód, które są standardem w dzisiejszych autach. Jazda tym samochodem jest dla mnie sentymentalną podróżą do przeszłości, a siłę do pokonywania kolejnych kilometrów czerpiemy ze szczytnego celu Wyprawy. Pomoc dzieciom, ofiarom wypadków jest największą motywacją.
3. Bolidy, widowiskowe wyścigi, sporty motorowe od lat fascynują młodych ludzi. Zdrowa rywalizacja i pokonywanie wyzwań kształtują charaktery, ale zawsze najważniejsze jest bezpieczeństwo. Jakie byłyby Pańskie słowa do młodego kierowcy, który właśnie usiadł za kierownicą szybkiego auta i za chwilę ruszy po przygodę?
– Szerokiej drogi! To życzenia dla kierowców, aby droga, którą mają pokonać, była zawsze szeroka, bez żadnych przeszkód, aby nie sprawiała żadnych problemów. Wymyśliłem to hasło w 1960 roku. Trzeba jednak pamiętać, że samochód to pocisk sterowany przez kierowcę i to właśnie od niego zależy bezpieczeństwo jego oraz innych uczestników ruchu drogowego. Wymagane jest pełne skupienie na drodze – nawet w ułamku sekundy, kiedy sięgamy po telefon może wydarzyć się tragedia. Polecam też stosować się do mojego pojęcia „szybkości bezpiecznej”. Termin ten oznacza szybkość względną, szybkość zależną od umiejętności kierowcy, sprawności jego wozu i sytuacji na drodze. Jest to wyliczenie generalne zawierające w sobie wszystkie konsekwencje wynikające z tych trzech elementów.